środa, 5 grudnia 2007

Przed ustawą

O ustawie wiele się mówiło. To były czasy, kiedy prywatne były warzywniaki, szewc, krawcowa. W zasadzie oficjalnie trudno było prowadzic prywatną działalność gospodarczą, choć przedsiębiorczość rodaków wykorzystywała każdą możliwość (niekoniecznie legalną) zadbania o swoje potrzeby i zrobienia interesu. Najczęściej dotyczyło to domowego przetwórsta mięsa, drobnych prac budowalanych (zużycie materiałów budowalanych na państwowych budowach było bardzo wysokie, bo publiczną tajemnicą było że wykorzystuje się je też do prywatnych budynków.
Trudno nawet było mieć o to pretensje, jak normalną drogą wielu materiałów po prostu nie można było kupić. Myślę że w dużej mierze przez te chore relacje rynkowe społeczna własność do dziś jest traktowana jak niczyja.

Pamiętam skecze i piosenki Laskowika z tamtych lat. "Badylarz" - synonim prywaciarza który z jednej strony jest pogardzany przez "inteligencję", z drugiej budzi zazdrość bo może sobie pozwolić na kupno wielu dóbr niedostępnych dla innych.

Jeszcze jedno przypomniało mi się z czasów socjalistycznych. Wiele towarów deficytowych na wolnym rynku miało dużo wyższą cenę niż w sklepie (tyle że były dostępne tylko dla wybranych). Tak było np. z samochodami. Dostępne na talony - po wyjeździe z salonu nie traciły jak teraz na wartości ale wręcz przeciwnie.
Historia oszczędzania na samochód też dobrze ilustruje realia tamtych czasów. Cena samochodu (malucha) to była rówowartość kilku rocznych pensji. Ktoś kto sytematycznie oszczędzał rzadko miał szansę uzbierać na samochód, bo trudno było nadążyć za wrostem cen, a oprocentowanie oszczędności było śmieszne w stosunku do inflancji.

Ustawa bez precedensu

23 grudnia 1988 – dzień, w którym Sejm PRL uchwalił z inicjatywy rządu Mieczysława Rakowskiego „Ustawę o działalności gospodarczej” to jeden z przełomowych momentów w naszej historii.

Jej artykuł 1 – przynajmniej jak na czasy, w których ją uchwalono – brzmiał niezwykle: „Podejmowanie i prowadzenie działalności gospodarczej jest wolne i dozwolone każdemu na równych prawach”. Prawne wymogi legalnego podjęcia takiej działalności przez osobę fizyczną były maksymalnie uproszczone – wystarczyło zwykłe zgłoszenie takiej działalności do ewidencji prowadzonej przez organ administracji państwowej stopnia podstawowego (czyli np. urząd gminy). Artykuł 5 mówił, że podmioty gospodarcze mogą zatrudniać pracowników w nieograniczonej liczbie i bez (co było wymagane wcześniej) pośrednictwa urzędów zatrudnienia. Było to posunięcie bez precedensu w dotychczasowej historii krajów komunistycznych.

Dlaczego uchwalenie „Ustawy o działalności gospodarczej” było krokiem tak rewolucyjnym? Aby odpowiedzieć na to pytanie, wystarczy przypomnieć sobie najbardziej podstawowy komunistyczny dogmat na temat gospodarki: środki produkcji powinny być własnością społeczną – w najgorszym przypadku, spółdzielczą, najlepiej jednak – państwową. Kimś najbardziej znienawidzonym przez dogmatycznych komunistów był kapitalista, czyli prywatny właściciel przedsiębiorstwa

poniedziałek, 3 grudnia 2007

Praca

To też element polityki tamtych czasów - polityki która tworzyła naszą rzeczywistość.

Oboje z mężem studiowaliśmy. Studia były co prawda bezpłatne, ale trzeba było zapłacić za akademik, dojazdy, książki. No i za utrzymanie. Moi rodzice oboje pracowali, rodzeństwo utzrymywało się już samo (mieli swoje rodziny), jednak rodzice mogli przeznaczyć dla mnie niewiele więcej niż wynosiła opłata za akademik.
Mój mąż miał alimenty od ojca i wsparcie mamy - jednak i to były bardzo skromne środki.
Na wszystkie wydatki poza podstawowymi szukaliśmy dodatkowych źródeł dochodu.

Kiedy założyliśmy rodzinę i pojawiły się dzieci stało się jasne że trzeba zadbać o w miarę stałe źródło dochodów na pokrycie naszych potrzeb. Mąż znalazł pracę w Filcharmonii i w szkole w Brzezinach, dodatkowo w weekendy grał w zespole. Ja zdobyłam dodatkowe pieniądze średnią pozwalającą na uzyskanie stypendium.

Od moich rodziców dostaliśmy prezent - maszynę do szycia. Najpierw nauczyliśmy się szyć ubrania dla nas (to też był deficytowy towar), potem znaleźliśmy oferty chałupniczej pracy.

I tak nasz mały pokoik w akademiku był miejscem nauki, wychowywania dzieci, prowadzenia normalnego domu dla czteroosobowej rodziny i miejscem pracy. Szyliśmy torby, spodnie, poduszki i "muminki". Pamiętam też jak pewnej wiosny dostaliśmy zlecenie szycia flag na 1 -maja. Pracy było tyle ile zdołało się uszyć w wyznaczonym czasie, płacili nieźle. Maszyna wtedy "pracowała" 20 godzin na dobę. Zmienialiśmy się z mężem rolami - kiedy jedno szyło drugie zajmowało się domowymi obowiązkami i dzieckiem.

Polityka w codziennym życiu

W okresie, kiedy moją uwagę prawie całkowicie pochłaniała powiększająca się rodzina i studia nie sposób było nie zwracać uwagę na politykę, choć odbierałam ją w wymiarze codziennego życia.

To był okres kiedy pieluchy i wypawkę dla dziecka kupowało się na kartki. Kartki były też na większość podstawowych produktów żywnościowych : mięso, masło, cukier, wyroby czekoladowe, a także papierosy i alkoholol. Teraz samej trudno mi w to uwierzyć, ale pamiętam że nawet buty kupowało się na kartki przez pewien czas.

Te czasy "kartkowe" byy trudne, ale nauczyły mnie też czegoś ważnego. W zasadzie wszystko co możma było kupić w sklepie da się zrobić samemu. A ograniczona dostępność składników może być impulsem do wymyślania ciekawych potraw.
Nauczyłam się w tamtych czasach np. robić czekoladę, napój pomarańczowy z marchwii (smakował nie gorzej od tego ze sklepu a na pewno był zdrowszy). Kolorowe kanapki na kolację były wyczynem z którego można było być dumnym bo oznaczały albo udane polowanie w sklepie albo przejaw kreatwności.

Całe szczęście że w tych zwariowanych czasach były przywileje kupowania w drugiej kolejce dla kobiet z małymi dziećmi (co trzecia osoba z normalnej kolejki), inaczej nie byłabym w stanie pogodzić studiów, opieki nad dziećmi i prowadzenia domu dla czteroosobowej rodziny.

niedziela, 18 listopada 2007

Kolejne lata

Gdy stygł solidarnościowy zapał ja przygotowywałam się do dorosłego życia. Miłość z którą zaczęłam wiązać swoją przyszłość, matura, studia.

Polityka odeszła w cień, choć rozbudzone zainteresowanie i poczucie że rzeczywistość da się zmienić - choć nie jest to łatwe zadanie - pozostało gdzieś w mojej świadomości.
Czułam że nie ma już powrotu do dawnych czasów. Ludzie którzy raz zakosztowali wolności i poznali prawdę nie dadzą się ponownie otumanić. Władza miała coraz mniej siły - taktyka podziemnej opozycji ośmieszania władzy i pokazywania jej prawdziwych intencji była skuteczną bronią.
Wreszcie obrady Okągłego Stołu, pierwsze wybory w których obywatele faktycznie mogli decydować kogo chcą widzieć w parlamencie. Niesamowita akcja 'edukacyjna" pocztą pantoflową - jak głosować żeby maksymalnie wykorzystać szanse pokojowego przejęcia władzy. Niedowierzanie i radość z wyników wyborów. Tadeusz Mazowiecki - pierwszy Premier po wojnie faktycznie wybrany przez naród.

Dla moich dzieci to historia - dla mnie kawałek rzeczywistości której byłam obserwatorem.

sobota, 17 listopada 2007

Stan wojenny

Stan wojenny wtrącił społeczeństwo w odrętwienie.
Po podniesieniu słuchawki telefonu komunikat :"rozmowa jest kontrolowana". Zakaz opuszczania miejsca zamieszkania - dramaty dla osób które były rozdzielone ze swoimi rodzinami.
Godzina policyjna dla mnie - skróciła moje spotkania z Radkiem - niewiele czasu mieliśmy dla siebie po zajęciach w dwóch szkołach (liceum i szkole muzycznej). Z niepokojem myślałam czy zdążył wrócić do domu jak wychodził ode mnie - nie mieli telefonu, nie mogłam zadzwonić.




Doniesienia o masakrze górników w kopalni Wujek - szok, niedowierzanie... , jak żołnierze mogli strzelać do swoich rodaków ? Ci młodzi szeregowcy którzy marzli zimą na ulicach marzyli o tym by wrócić do domów - dziwny był ten stan wojenny gdzie żółnierze byli sercem po stronie tych których mieli pilnować - ale z drugiej strony bali się swoich zwierzchników.

piątek, 16 listopada 2007

Klimat Solidarności

To co urzekło mnie w Solidarności to entuzjazm jaki wzbudzała w zwykłych ludziach.
Zwykli robotnicy, w imieniu których podobno partia sprawowała władzę zrozumieli że ich zdanie może się liczyć. Do tego studenci, naukowcy - całe społeczeństwo które nie było otumanione propagandą zjednoczyło się w wolnościowym zrywie. Po mieście jeździły autobusy w których były informacje o tym co się dzieje w stoczni Gdańskiej, w innych miastach.

Pamiętam ten entuzjam, nadzieję ale i strach - co będzie jeśli Rosjanie zdecydują się na użycie siły ?
Rozpowszechnianie prawdziwych informacji o wydarzeniach z Poznania z lat 60-tych, z Gdańska z 70-tych, o stłumieniu przez Rosjan czołgami zrywu w Pradze ...
Chłonęłm ten klimat i czułam że to jest właśnie prawdziwa wolność i prawdziwa demokracja - gdy pozwala się ludziom rzeczywiście współdecydować w jakim kraju chca żyć i jak ma wyglądac nasza przyszłość.
Byłam młodą, kilkunastoletnią dziewczyną - te emocje pozostawiły niezatarty ślad w mojej pamięci.