Byłam chyba w pierwszej klasie liceum gdy przeżyłam coś, co sprawiło że przestałam zupełnie wierzyć w propagandę na temat przyjaźni polsko - rosyjskiej.
To była wycieczka do Lwowa. Pojechałam tam z ojcem. On zajmował się stroną handlową wycieczki (wtedy nie jeździło się za granicę żeby zwiedzać, ale żeby zarobić na coś czego nie można było kupić za normalne pensje) - ja nie bardzo wiedziałam co mam w tym czasie robić.
Przyłączyłam się do grupy trzech chłopców z Warszawy, ktorzy wraz ze swoją nauczuycielką od historii chcieli zwiedzać Lwów. To były wspaniałe spacery. Z przedwojennymi mapami i zdjeciami szukaliśmy śladów polskości i dawnej chwały Lwowa. Oglądaliśmy kościoły pozamieniane w magazyny, poniszczone zabytkowe kamienice w których mieszkali sławni Polacy.
Uderzył mnie kontrast miejsc publicznych odnawianych z okazji zbliżającej się olimpiady z biedą wyzierającą zza odmalowanych fasad - nie tylko we Lwowi ale wzdłuż całej trasy wycieczki.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz