poniedziałek, 3 grudnia 2007

Praca

To też element polityki tamtych czasów - polityki która tworzyła naszą rzeczywistość.

Oboje z mężem studiowaliśmy. Studia były co prawda bezpłatne, ale trzeba było zapłacić za akademik, dojazdy, książki. No i za utrzymanie. Moi rodzice oboje pracowali, rodzeństwo utzrymywało się już samo (mieli swoje rodziny), jednak rodzice mogli przeznaczyć dla mnie niewiele więcej niż wynosiła opłata za akademik.
Mój mąż miał alimenty od ojca i wsparcie mamy - jednak i to były bardzo skromne środki.
Na wszystkie wydatki poza podstawowymi szukaliśmy dodatkowych źródeł dochodu.

Kiedy założyliśmy rodzinę i pojawiły się dzieci stało się jasne że trzeba zadbać o w miarę stałe źródło dochodów na pokrycie naszych potrzeb. Mąż znalazł pracę w Filcharmonii i w szkole w Brzezinach, dodatkowo w weekendy grał w zespole. Ja zdobyłam dodatkowe pieniądze średnią pozwalającą na uzyskanie stypendium.

Od moich rodziców dostaliśmy prezent - maszynę do szycia. Najpierw nauczyliśmy się szyć ubrania dla nas (to też był deficytowy towar), potem znaleźliśmy oferty chałupniczej pracy.

I tak nasz mały pokoik w akademiku był miejscem nauki, wychowywania dzieci, prowadzenia normalnego domu dla czteroosobowej rodziny i miejscem pracy. Szyliśmy torby, spodnie, poduszki i "muminki". Pamiętam też jak pewnej wiosny dostaliśmy zlecenie szycia flag na 1 -maja. Pracy było tyle ile zdołało się uszyć w wyznaczonym czasie, płacili nieźle. Maszyna wtedy "pracowała" 20 godzin na dobę. Zmienialiśmy się z mężem rolami - kiedy jedno szyło drugie zajmowało się domowymi obowiązkami i dzieckiem.

Brak komentarzy: